PUŁAPKA NASTĘPNEGO PROGRAMU
To, że mało jest nowych programów kabaretowych to żadna rewelacja.
Ciekawa jest jednak próba analizy przyczyn i okoliczności zniechęcających. Dla żadnego z kabaretów nie było by problemem tworzenie nowego programu rocznie. Jeśli chodzi o potencjał to rok jest okresem w pełni wystarczającym.
Jednak nowy program dla uznanego kabaretu zawsze jest problemem. Im lepszy program go poprzedza tym problem większy. O ile się nie wpadnie na genialny pomysł - to przeciw stworzeniu nowego programu przemawia niemal wszystko. A za tylko jedno: że wypada już mieć coś nowszego.
Jeśli aktualnie grany program jest dobry - to nikt nie chce żeby nowy był gorszy. A gorszy być musi!
Musi być gorszy bo składa się z niesprawdzonych skeczy, nieogranych, nieprzeselekcjonowanych... Jeśli ktoś już się przyzwyczaił do wybuchów śmiechu co chwilę, to granie nowych skeczy odczuwa jak porażkę - co dodatkowo sprawia, że skecze wyglądają na gorsze niż są. Program zostaje otoczony kłopotliwym milczeniem i (po wybraniu z niego co lepszych numerów) trafia do kosza.
Czy jest rzeczywiście gorszy? Jest!
Najlepsze skecze powstają jako nieskrępowany ciąg myślowy. Kiedy się pojawia ciśnienie, że już wypada coś nowego!… to raczej nie będzie to radosne tworzenie. A bez radosnego tworzenia nie ma hitu. A co to za program bez hitu?
Więc najpierw hit!
Nowe numery muszą poczekać dopóki nie powstanie hit. A hit jest rarytasem, uśmiechem losu, błyskiem, niespodzianką - nie powstanie w wyniku odpracowania godzin pod ciśnieniem. Więc czekanie się przedłuża. Wraz z czekaniem ciśnienie rośnie. Sytuacja się zapętla.
Dodatkowo wredne jest to, że można stworzyć hit nie wiedząc o tym. Większości numerów później hitowych nie doceniłem w trakcie pisania i w trakcie prób. Co drugi z hitów to był jakiś wygłup (później dopieszczony).
Nie ma bata. Trzeba pisać gorsze programy! I wystawiać! Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Gorszy program to coś wstydliwego. To podejrzenie o impotencję twórczą. Nie tak łatwo ogierowi scenicznemu pokazać się publicznie bez jaj.
I tu trzeba być naprawdę mocnym psychicznie. Mieć tyle wiary w swoje jaja, żeby nie zabrały jej pobłażliwe uśmiechy szyderców, zatroskane miny przyjaciół i bezradne spojrzenia dawnych fanów (co gorsze: fanek). Trzeba z całą dumą ludzką i artystyczną stanąć naprzeciw, zagrać co jest do zagrania, znieść krępującą ciszę i... poprawić troszkę program.
I znów...
Uff, trudne...
Ale o ile nie ma się genialnych pomysłów bez limitu, to nie da się inaczej!
Stworzyłem już -naście (-eści) programów (lepszych i gorszych) i wiem jedno! Nie ten program wybitny, który wypieszczony, wydumany, wyczekany i wypracowany. Jeśli są jakieś reguły, to takie, że te najlepsze rzeczy wyjdą jako efekt uboczny całej działalności.
P.S. Kabaret Potem może służyć za przykład wręcz akademicki. Poza pierwszym programem (który zawierał naprawdę słabe skecze) wszystkie następne premiery zrecenzowane zostały jako spory krok wstecz. Bo każda premiera była przyrównywana do poprzedniego ogranego i wyszlifowanego programu.
Gdyby wierzyć tym recenzjom to kabaret Potem od 1985 roku kończył się przez 14 lat.
|